niedziela, 21 kwietnia 2013

Lou- Natka +18

Wtorek. Jeden z tych pięciu, tak bardzo znienawidzonych dni kiedy
trzeba ruszyc tyłek i wstac z ciepłego łóżka, by przebrnac pomiędzy zaspami
do szkoły, w której trzeba przesiedziec minimum siedem godzin by
zostac z niej wypuszczonym..  Nic bardziej mylnego to, że  Twoim chłopakiem
był dobrze wszystkim znany Pan Marchewka z 1D nie znaczyło, że odpuszczałaś
sobie szkołę, tym bardziej że w tym roku matura.
Kiedy jeszcze smacznie spałaś zadzwonił budzik. Ziewając, przeciągnęłaś
się próbując nie uderzyc leżącego obok ciebie Lou i delikatnie cmokając
go w usta podniosłaś się i skierowałaś do łazienki. Wziełaś szybki
prysznic podśpiewując sobie pod nosem jakąś piosenkę ostatnio zasłyszaną
w radio. Założyłaś pierwsze lepsze czarne rurki, bluzkę z nadrukiem
Nowego Yorku, czarne conversy. Włosy jak zwykle wylądowały w wysokim, niedbałym
koczku podpiętym wsuwkami w kolorze Twoich włosów. Narzuciłaś
na siebie bluzę swojego chłopaka, wrzuciłaś książki do torby po czym
cicho zeszłaś do kuchni. Włączyłaś ekspres czekając na mocno kofeinowy napój,
który miał byc idealnie dopasowanym dodatkiem do czekoladowych
naleśników z truskawkami, które już znajdowały się na patelni, lekko
skwiercząc. Ciche pikanie jak zwykle doprowadziło Cię do szału.
Wyjęłaś kubek pociągając łyk ciemnobrązowego, spienionego napoju i odstawiłaś
go na blat stołu, rozsiadając się wygodnie na krześle. Nabiłaś kawałek
naleśnika, nie bardzo mając ochotę by coś zjesc, ale gdyby Lou
się dowiedział, że nie zjadłaś śniadania zabiłby Cię na miejscu.
Przy trzecim kawałku poczułaś wilgotne usta na swoim policzku
i ciepłe dłonie w talii, które nieznacznie zjeżdżały w dół. Wykręciłaś się
szybko z jego uścisku.
- A Ty czemu już nie śpisz ?
- Nie mogłem, zimno mi było. Oooo naleśniki. - rzucił sie do Twojego
talerza.
- Jedz jedz, ja już lecę. - stanęłas na palcach by cmoknąc go w usta
i dopijając ostatni łyk już letniej kawy poszłaś do drzwi.
Lou zerwał się szybko podbiegając do Ciebie. - Ejj, już idziesz ?
A miałem nadzieję na.. - zaśmiałaś się cicho.
- O nie, niee ma tak dobrze. - odwróciłaś się w jego stronę. - jak
będziesz grzeczny to pomyślimy później. - Twoj chłoptaś
zagryzł wargę a Ty ze śmiechem poszłaś na przystanek.
Autobus jak zwykle był punktualny więc juz za pięc dziewiąta byłaś w szkole.
Dzwonek zadzwonił piętnaście minut później oznajmiając matematykę.
Nic nowego, nauczycielka próbowała wam tłumaczyc no ale jak zwykle
nie wyszło więc lekcja zakończyła się na zapisaniu tematu oraz dwóch
przykładów. Biologia, chemia, dwie muzyki, plastyka, hiszpański.
Torba wylądowała w szafce i zamieniła się na większą, czarną z jakimiś
kolorowymi graffiti. Trening siatkówki dłużył Ci się niemiłosiernie.
Skończyliście jakoś po 19 , więc wziełaś szybki prysznic i wyszłaś
ze szkoły. W połowie drogi, światła lamp zaczęły mrugac i w końcu zgasły.
Przestraszyłaś się. Ta dzielnica może i była bezpieczna, ale
lepiej nie zapeszac. Chwilę później usłyszałaś za sobą ciche kroki, które
wciąż się zbliżały. Stanęłaś mając nadzieję, że owy osobnik Cię
ominie jednak przybliżał się do Ciebie nawet nie mając ochoty wyminąc i
pójsc dalej. Kiedy poczulas jego dłonie na sobie walnęłaś go z całej siły z łokcia
w brzuch.
- Hejj, [t.i.] co ja Ci zrobiłem ? - chłopak zwijał się z bólu.
- Oj, Louu, przepraszam Cię , myślałam, że to jakiś .. no wiesz. - zaczęłaś
się trząsc. Chłopak podszedl do Ciebie i mocno Cię przytulił.
- Ejj, misiek nie bój się, przecież tu jestem. - wtuliłaś się
w jego tors. Objął Cię ramieniem i przytuleni wracaliście do domu..
W połowie drogi zaczął padac deszcz , biegiem ruszyliście do drzwi.
Zrzuciłaś z siebie przemoczoną bluzę i pędęm pognałaś do salonu,
po drodze zrzucając z siebie kolejne ubrania. Zostałaś w samej
bieliźnie, która chwilę potem równie szybko zniknęła. Tym razem za sprawą
Lou. Zaczęłaś uciekac przed nim szukając w domu jakiegoś
miejsca, w którym Cię nie znajdzie. Nie mogąc się zdecydowac
wbiegłaś do jednej z sypialni, co było ogromnym błędem.
Kilka sekund wystarczyło, byś leżała na wielkim, miękkim materacu, a nad
Tobą Loui ..
- Mogę ? - zapytał w przerwie między obdarowywaniem Twojego ciała
masą pocałunków..
- A co ja z tego będę miała ? - zapytałaś zagryzając dolną wargę.
- Oprócz przyjemności i zdartego krzykiem gardła .. hm .  - zaśmiałaś
się lekko chrypiąc. - A co by księżniczka chciała ?
- Robisz przez miesiąc śniadania, sprzątasz iii.. - ponownie
zagryzłaś wargę.
- Zgoda ! - uradowany powrócił do swojego zajęcia. Cała już
rozpalona spojrzałaś na niego błagalnym wzrokiem , nie mając
ochoty, by wciąż to przedłużał.  Jednak on chciał się z Tobą trochę pobawic.
- Misiek, proszę. - zerknęłas na niego spod swojego długiego wachlarza rzęs.
- Oj no dobrze. - powrócił do Twoich ust. Wpasowując się pomiędzy Twoje uda
przygryzał płatek Twojego ucha. Wchodził w Ciebie najpierw
delikatnie, pozwolając Twojemu organizmu do Jego obiecności, następnie
coraz bardziej przyspieszając i zwiększając na sile.
Nie mogłas się powstrzymac przed cichymi jękami w jego usta,
zamieniającymi się w coraz to głośniejsze, przechodzące w krzyk
jego imienia. Nie zwracając uwagi na to, że sąsiedzi mogą Was słyszec
zagłębialiście się w przyjemności jaką sobie dawaliście. Nic nie mogło
się z tym równac. Ostatnim razem zawsze mu odmawiałaś jednak tym
razem, hm.. sama miałaś na to ochotę. Kilka pchnięc dalej
i zgięłaś się w łuk rozkoszy . Lou opadł zmęczony obok Ciebie i
przykrył Was kołdrą. - Kocham Cię Maluszku.
- Ja Ciebie też misiu. - wtuliłaś się w niego zasypiając.
**Kilka dni później**
Od dwóch dni czujesz się fatalnie. Podejrzewając ciążę wybierasz się do ginekologa. Miałaś racje. Byłaś w ciąży, z Louisem. Ruszyłaś w stronę waszego domu. Otworzyłaś drzwi. Lou siedział na kanapie. Podeszłaś do niego i chciałaś go pocałować, ale on się odsunął.
TY: Lou co się stało.
LO: Jejku. Nie wiem jak ci to powiedzieć. To koniec. Koniec nas.
Twój świat stracił sens. Twój ukochany chłopak powiedział "Koniec nas".  To co was łączyło znikło. Po prostu wyszedł. Miałaś tego dość. Postanowiłaś wyjechać do Liverpool.
***3 lata później***
W tym czasie urodziłaś piękną córeczkę imieniem Eleanor. Układasz sobie życie na nowo, ale jednak wróciłaś do Londynu, bo tam masz pracę. Wynajęłaś mieszkanie dla siebie i dla małej. Ma już ponad dwa latka. Jest bardzo podobna do Louisa. Nawet charakterek ma po nim. Ty natomiast zmieniłaś się cała. Inna fryzura, kolor włosów, styl ubierania.
Pewnego dnia spacerujesz sobie z Eleanor po parku w Londynie. Nagle zauważasz chłopaka podobnego do Louisa. Ty nie zwracasz na niego uwagi i siadasz z małą na ławeczce. Podchodzi do was ów chłopak.
CH: Cześć. Ależ mamy piękny dzień.
TY: Hey. Tak to prawda.
CH: To twoje dziecko.
TY: Tak to moja córka imieniem Eleanor.
CH: Możesz mi powiedzieć jak masz na imię?
TY: (T.I)
CH: Wiedziałem. Może i zmieniłaś się cała, ale nie zapomnę twego uśmiechu.
TY: Lou.
Lo: Czy Eleanor jest moją córką?
TY: Tak Louis ona jest twoją córką.
Lo: Gdybym wiedział, że jesteś w ciąży to nigdy bym nie odszedł od ciebie. Przepraszam cię, ale czemu mi nic nie powiedziałaś o ciąży?
Ty: Po co? A po za tym miałam ci to powiedzieć w dzień kiedy ze mną zerwałeś. Nie kochasz mnie to po co miałam to mówić.
Lo: Posłuchaj. Ja cię zawsze kochałem, kocham i kochać będę. Teraz to wiem. Gdybym wiedział nie pozwoliłbym ci odejść. Kocham ciebie i kocham Eleanor. Proszę wybacz mi.
Ty: Dobrze wybaczam ci.

***2 lata później***
Jesteście z Louim rok po ślubie. Spodziewacie się drugiego dziecko. Tym razem to będzie synek. Kochacie się. Eleanor zaakceptowała Lou jako swojego tatę już po kilku dniach. Dziękujesz sobie, że mu wtedy wybaczyłaś... :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz